4/10
Jakże mi smutno! Moje rozczarowanie nie ma granic. Dlaczego tak dobrze zapowiadająca się książka, okazała się taką porażką? A najdziwniejsze jest to, że pomimo jej kiepskości, ciągle siedzi mi w głowie i chyba długo tam zostanie.
"Uranova" zaczyna się tak ciekawie, że aż zacierałam ręcę i byłam gotowa na wspaniała przygodę. Henry i Angela są parą. Ona wyjeżdża do Czechosłowacji skąd pochodził jej ojciec, żeby odwiedzić rodzinę i odkryć swoje korzenie. Niestety miasteczko do którego trafia położone jest nad kopalnią uranu. Dziewczyna idzie kupić chleb i zapada się pod ziemię.
Po wielu latach Henry, za namową psychoterapeuty, jedzie do Jachymowa, żeby raz na zawsze pozbyć się traumy, po utracie ukochanej. W podróży towarzyszy mu żona. Wydarzenia w hotelu Skłodowska, do którego trafiają, przyprawiły mnie o ból głowy. Jego radioaktywność jest jedynym plusem. Kompletnie nie odnalazłam się w tej powieści z elementami horroru. Pomieszanie z poplątaniem i totalnie dziwne, a często nudne historie.
Może coś na plus? Na pewno styl jest całkiem przyjemny i kilka razy autorka pokazała, że ma poczucie humoru. To by było na tyle. Nie rozumiem zachwytów i nagrody Magnesia Litera 2021 za debiut roku. A może Wy mi wytłumaczycie? Może ja się nie znam? Tak, to całkiem możliwe...
Wydawnictwo Mova
Stron: 440
Tytuł oryginału: Uranova
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz