piątek, 15 marca 2013

Pasjonat oczu



   Otwórzcie szeroko oczy i wyobraźcie sobie, że nie możecie ich zamknąć, nie możecie mrugać - nigdy. Po prostu nie macie takiej możliwości, bo nie posiadacie powiek. 

 Gdyby na okładce tej książki widniał napis "otworzysz szeroko oczy z przerażenia" - nie byłaby to przesada. 

 Ja zazwyczaj mam problem z horrorami czy thrillerami pisanymi - zazwyczaj się nie boję. Jest kilka wyjątków ("Lśnienie", "Ręka mistrza"), ale czytając "Pasjonata oczu" mimo, że się nie bałam byłam przerażona. 

Fitzek zbudował w swojej najnowszej książce świat pozbawiony barw, gdy próbowałam sobie wyobrazić to, o czym pisał, zawsze (nieświadomie) wyobrażałam to sobie w scenerii czarno-białej, bez koloru. Korytarz kliniki, wnętrze samochodu, stary dom Alexandra , więzienna cela - wszystko wyprane z barw. Ale od początku...

 Autor chyba zna cytat z Hitchcocka "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi. Później napięcie ma ciągle wzrastać" i zastosował go w przypadku tej książki. Gdzieś w okolicach piątej strony główny jeden z głównych bohaterów popełnia samobójstwo, żeby uratować od śmierci swojego syna. Mały jest przetrzymywany nie wiadomo gdzie. Więzi go seryjny morderca, który daje bliskim 45 godzin i 7 minut na odnalezienie porwanych - po tym czasie duszą się z braku powietrza, następnie pozbawiane są lewego oka.

 Teoretycznie morderca siedzi w więzieniu, ale brak dowodów udowadniających jego winę zmusza policję do wypuszczenia go na wolność. I nawet Alina - fizjoterapeutka o zdolnościach parapsychicznych nie jest w stanie pomóc.

 Nie jestem zwolenniczką zdradzania zakończenia, więc nic więcej Wam nie powiem :P

 Mogę tylko zapewnić, że jeśli chcecie książkę, która wpraw Was w osłupienie, zdziwienie i szok - polecam "Pasjonata oczu". A jeśli lubicie takie pozycje, w których zwrot akcji jest poprzedzony zwrotem akcji, a po przeczytaniu ostatniej strony myślicie sobie coś w rodzaju "... o co tu, kurde, chodzi..." (czy bardziej swojskie "what the f*uck???") to polecam Wam "Pasjonata oczu" :)

Na początku książki autor zapewnia, że "Pasjonat oczu" jest odrębną książką, nie stanowi kontynuacji "Kolekcjonera oczu" i nie trzeba przeczytać jednej,aby móc czytać drugą. Moim zdaniem liczne nawiązania do wcześniejszej książi sprawiają, że dobrze byłoby jednak "Kolekcjonera..." przeczytać.


wyd.:  G+J
stron:  418
rok wydania: 2013




poniedziałek, 4 marca 2013

Chłopiec, którego nikt nie kochał



   Pięcioletnie dziecko. Chłopiec. Wynosi swoich młodszych braci z domu do ogrodu. Wraca do budynku, przykłada zapalniczkę do kanapy, zasłon, wyciąga płyn do zapalniczki i oblewa nim psa – brązowego teriera. Dołącza do bliźniaków siedzących na trawniku i patrzy jak jego dom płonie.
Tak zaczyna się historia Justina, który po tułaczce od jednej rodziny zastępczej do kolejnej w końcu trafia do  Watsonów.

   Casey i Mike Watsonowie, szczęśliwi rodzice dwójki dorosłych dzieci, postanawiają stworzyć rodzinę zastępczą. Ale nie taką zwykłą. Pod ich opiekę trafiają dzieci, z którymi nikt inny nie mógł sobie wcześniej poradzić, a powiedzieć o tych dzieciakach  „trudna młodzież”to spore niedopowiedzenie.
Pierwszym podopiecznym małżeństwa jest wspomniany wcześniej Justin. Pojawia się w ich domu 6 lat po tym jak pozbył się swojego domu rodzinnego. Wcześniej przebywał w kilku domach dziecka i w kilku rodzinach zastępczych. Watsonowie są jego ostatnią nadzieją – jeśli u nich także nie zdyscyplinuje się opieka społeczna zmuszona będzie zamknąć go w domu poprawczym.

   Casey jednak głęboko wierzy w to, że chłopcu się uda, że im się uda dotrzeć do niego, „wyprostować” go. Nie wie jeszcze, że będzie to droga przez mękę z narażeniem własnego zdrowia i życia.

Gdy młody podopieczny trafia do Watsonów ci wiedzą bardzo niewiele o jego przeszłości. Oczywiście poinformowano ich ile innych rodzin chłopiec ma za sobą, nikt jednak szczególnie nie zastanawiał się do tej pory dlaczego Justin jest taki agresywny, zamknięty w sobie i mroczny.
Casey i jej rodzina chcieli to wiedzieć, żeby jak najlepiej mu pomóc. I mimo, iż nie było łatwo, dowiedzieli się.

Matka Justina to narkomanka, którą bardziej obchodził jej ukochany pies, niż dzieci, które tylko przeszkadzały, ciągle czegoś od niej chciały i najprawdopodobniej były absolutnie nie planowane. Jak sam Justin wyznaje matka miała pieniądze, żeby nakarmić psa, ale na jedzenie dla dzieci już nie starczało. Dlatego właśnie postanowił spalić teriera – bo matka kochała go bardziej niż rodzonych synów.
Ciągłe imprezy w domu i tabuny różnych facetów – codzienność w świecie pięciolatka i jego młodszych braci. Podobnie jak to, że zostawali sami, bez niczyjej opieki w domu. Dochodziło do tego, że aby mieć na kolejną porcję kokainy Janice pozwalała swojemu dilerowi wykorzystywać seksualnie Justina  i była na niego zła, gdy skarżył się i płakał, że nie chce. Niewyobrażalne? A jednak.

   Rodzina Watsonów nie miała lekko z Justinem, ale nie poddali się, mimo jego licznych wyskoków, ataków histerii i zachowań stwarzających zagrożenie dla rodziny nie odpuścili sobie. Pokochali chłopca, stworzyli mu dom, pierwszy prawdziwy dom i on to docenił, zmienił się. 

Jednak rodzina zastępcza stworzona przez Watsonów dla każdego dziecka ma charakter przejściowy. Po przerobieniu odpowiedniego programu dziecko musi ich opuścić i, albo trafia do innej „normalnej” rodziny zastępczej, albo do poprawczaka.

   Justin zmienił rodzinę, jednak po 2 latach postanowił wrócić do domu dziecka, cały czas jednak utrzymuje kontakt z Casey, Mikiem,ich dziećmi Riley i Kieronem i bardzo chętnie opiekuje się wnukami Watsonów.

   „Chłopiec, którego nikt nie kochał”, podobnie jak pozostałe tytuły z serii „Skrzywdzone” to historie prawdziwe .

wyd.: Amber
stron: 302
rok wydania: 2012