Po książkę "Dwanaście słów" sięgnęłam z kilku powodów: po pierwsze - zaintrygował mnie tytuł, po drugie - spodobała mi się okładka, po trzecie - opis z tylu książki brzmiał ciekawie.
Ostatnio moje podeście do polskiej literatury ulega zmianie, więc postanowiłam książkę przeczytać. Była to dobra decyzja.
Kim są bohaterowie tej opowieści?
Zakonnicą będącą w kwiecie wieku, która zrzuca habit i z dobrej boromeuszki przeistacza się w wyuzdaną, zimną sukę.
Podstarzałym nauczycielem muzyki w miasteczku na końcu świata. Świata, którego nienawidzi, i do którego nie do końca należy, gdyż jego świat to czarna Afryka.
Siostrą nauczyciela muzyki - starszą, zgorzkniałą babą, morderczynią matki.
Ireną - kochanką i żoną.
Jej mężem - gwałcicielem i pijakiem. Do tego politykiem.
Ale są też Kaziem Mączką.
"Dwanaście słów" czyta się szybko, co wcale nie znaczy, że jest to łatwa i lekka lektura.
Bohaterowie w niej przedstawieni to postaci wielowarstwowe, pochodzące z różnych kręgów społecznych; mają jednak coś ze sobą wspólnego - są grzeszni i nade wszystko spragnieni miłości.
Język, którym posłużył się Kolski, aby opowiedzieć tę historię jest ostry, niejednokrotnie wulgarny, ale tak współgra z treścią, że nie wyobrażam sobie, aby mógł być inny.
Po przeczytaniu "Dwunastu słów" trzeba sobie zadać kilka pytań: czy można kochać za bardzo, gdzie są granice bronienia miłości, czy byle jakie życie we dwoje jest lepsze od nie wiadomo jakiego życia w pojedynkę?
Jeśli zdecydujecie się przeczytać książkę dowiecie się skąd taki tytuł - ja Wam tego nie zdradzę.
Gdybym miałabym podsumować powieść jednym zdaniem, zacytowałabym klasyka: "Everybody lies."
wyd.: Wielka Litera
stron: 276
wydanie I (23.1O. 2O13)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz