poniedziałek, 10 września 2012

Pięćdziesiąt twarzy Greya





„Pięćdziesiąt twarzy Greya” jest ostatnio na ustach niemal wszystkich, którzy interesują się literaturą.
Opinie o książce są skrajnie różne – jedni się zachwycają, inni oskarżają E.L. James o grafomanię i są, delikatnie mówiąc, zniesmaczeni.
Sama więc postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu.

Zacznę może od tego, że czyta się to szybko i dość przyjemnie, akcja wciąga, schemat powieści niewiele odbiega od wzorca większości amerykańskich filmów o miłości (tak, powieść zostanie sfilmowana): ona –  biedna, szara myszka, absolutnie nie wierzy w siebie. On – bogaty, nieziemsko przystojny, szarmancki, skrywa tajemnicę i oczywiście ze wszystkich kobiet na świecie chce właśnie Jej. Jedynym odstępstwem od normy są tu preferencje łóżkowe pana Graya.
Książka od mniej więcej 60 strony przypomina nieco harlequina, ale która z nas nie marzy o pięknym, zamożnym nieznajomym, który świata poza nami nie widzi i łamie swoje zasady dla naszej przyjemności? ;)

Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, żeby nie psuć zabawy tym, którzy po „Pięćdziesiąt twarzy …” jeszcze nie sięgnęli, ale mają zamiar.

Natomiast chętnie pobawię się w psychologo-socjologo-maretingowca. Przypuszczam, że Pani Erica Leonard James stała się ostatnio zamożną osobą, jej sytuacja materialna jeszcze się poprawi, gdy na ekrany kin wejdzie film na podstawie powieści (proszę, niech Christiana zagra Ian Somerhalder :)).  Niewątpliwie zawdzięcza to ciężkiej pracy, bogatej wyobraźni, czytelnikom i marketingowcom. Książka nie doniosłaby tak wielkiego sukcesu (w Wielkiej Brytanii „Pięćdziesiąt twarzy Greya” kupiło więcej osób niż ostatni tom przygód Harrego Pottera), gdyby nie dobra, zakrojona na szeroką skalę reklama. Był czas przed premierą książki, gdy zewsząd atakował mnie okładkowy krawat; włączam Internet – Grey, otwieram gazetę – Grey, idę do pracy – Grey.
Nie ma co ukrywać, że seks odgrywa w tej książce ogromną rolę, co czyni ją nieco kontrowersyjną i dirty… 


wyd. Sonia Draga 
stron: 608
rok wydania: 2012




7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Moja koleżanka radzi nie oddawać się lekturze tej książki w miejscach publicznych, gdyż człowiek za bardzo się czerwieni czytając ;)

      Usuń
  2. Seks też jest dobry bo ludzki. A "nic co ludzkie nie jest mi obce". Jeśli mi się uda, to chętnie przeczytam tę książkę i sama się przekonam, czy reklama nie była przerostem formy nad treścią :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem i nie mam zdania, poważnie.
    Książka jak książka. Są książki o wojnie, o morderstwach, ta jest o seksie i miłości (chyba właśnie w takiej kolejności). Tyle. Ale masz racje - dobra reklama i kasa leci ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze, mnie ta książka nudziła. Dzisiaj wymęczyłam ją do końca i muszę powiedzieć, że najbardziej podobała mi się końcówka (odejście Any od Greya). Moim zdaniem, gdyby wyciąć z książki sceny erotyczne to niewiele by w niej zostało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Robisz strasznie dużo błędów w tych swoich "recenzjach"

    OdpowiedzUsuń