Nie
wyobrażam sobie życia bez książek, muzyki Maroon 5, Jamesa Blunta, Robbiego
Williamsa i bez Marilyn Monroe.
Na temat Marilyn czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Ostatnio były to wspomnienia Colina Clarka „Mój tydzień z Marilyn”.
Na temat Marilyn czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Ostatnio były to wspomnienia Colina Clarka „Mój tydzień z Marilyn”.
Nic, co
wyczytałam w tej książce nie było dla mnie nowością, czy zaskoczeniem. Chociaż
nie, prawdę powiedziawszy całość była poniekąd zaskoczeniem.
Znając
słabość M.M. do miłostek i wiedząc, jak działa na mężczyzn, spodziewałam się
opisu namiętnego romansu z niemałą ilością scen łóżkowych. Nic bardziej
mylnego.
Clark
opowiada jak trzeci asystent reżysera poznaje boginię, jak rodzi się między nimi
coś, bo nie potrafię określić co to było. Colin pokochał Marilyn zanim ją
jeszcze poznał, Marilyn szukała u niego tego, czego szukała u wszystkich –
bezpieczeństwa, akceptacji i tego, żeby widział w niej człowieka, a nie tylko
gwiazdę filmową. I rzeczywiście potrafił to dostrzec.
Patrząc na Marilyn widział coś więcej niż seksbombę z pięknym biustem i blond włosami.
Widział bardzo niepewną siebie, rozchwianą emocjonalnie dziewczynę, którą otacza banda wyłudzaczy i fałszywych przyjaciół, której chyba nawet mąż nie potrafi pokochać tak, jakby na to zasługiwała.
Patrząc na Marilyn widział coś więcej niż seksbombę z pięknym biustem i blond włosami.
Widział bardzo niepewną siebie, rozchwianą emocjonalnie dziewczynę, którą otacza banda wyłudzaczy i fałszywych przyjaciół, której chyba nawet mąż nie potrafi pokochać tak, jakby na to zasługiwała.
Jak pewnie wiecie powstał film o tym samym
tytule. Mam pewne opory co do obejrzenia go.
Po pierwsze,
mimo wszystkich ochów i achów nad Michelle Williams, nie wydaje mi się, że
dobrze zagrała Marilyn. Nikt poza Marilyn nie może dobrze jej zagrać. A po
drugie, zwyczajnie boję się, że jak to zwykle bywa, z dość dobrej książki
powstał kiepski film.
wyd.: Znak
stron: 192
rok wydania: 2012
Sama jestem wielką fanką Marilyn Monroe. Oglądnęłam większość filmów z jej udziałem a teraz poluję na odpowiednią książkę, więc tym bardziej cieszę się, że napisałaś o niej:)
OdpowiedzUsuńDodaję do obserwowanych:D
Pozdrawiam
Polecam również "Blondynkę" Oates i "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości" Signorini :)
UsuńPozdrawiam!
Chętnie dorwę.
OdpowiedzUsuńMoja sugestia ;-) Nie oglądaj filmu :-( Przeczytałam książkę i niestety cały czar prysł po jego obejrzeniu. Przy całej mojej sympatii dla Michelle Williams, to nie jest jej najlepsza rola. A już z pewnością nie na miarę Oscara ;-( Książka bardzo mi się podobała i faktycznie po raz pierwszy Colin Clarke nie skupiał się tylko i wyłącznie na jej fizyczności ;-) Na tamten czas i tamte wydarzenia to był pewien rodzaj przyjaźni.A tego myślę jej bardzo brakowało, bo żyła wśród ludzi z których każdy myślał jak ją wykorzystać. Jednak jak by się to potoczyło dalej, nie wiem. Może skończyło by się tak jak inne romanse Marilyn, na ten temat możemy już tylko gdybać. Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuń