czwartek, 27 września 2012

Mój tydzień z Marilyn




 Nie wyobrażam sobie życia bez książek, muzyki Maroon 5, Jamesa Blunta, Robbiego Williamsa i bez Marilyn Monroe.
  Na temat Marilyn czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Ostatnio były to wspomnienia Colina Clarka „Mój tydzień z Marilyn”.

Nic, co wyczytałam w tej książce nie było dla mnie nowością, czy zaskoczeniem. Chociaż nie, prawdę powiedziawszy całość była poniekąd zaskoczeniem.

 Znając słabość M.M. do miłostek i wiedząc, jak działa na mężczyzn, spodziewałam się opisu namiętnego romansu z niemałą ilością scen łóżkowych. Nic bardziej mylnego.
Clark opowiada jak trzeci asystent reżysera poznaje boginię, jak rodzi się między nimi coś, bo nie potrafię określić co to było. Colin pokochał Marilyn zanim ją jeszcze poznał, Marilyn szukała u niego tego, czego szukała u wszystkich – bezpieczeństwa, akceptacji i tego, żeby widział w niej człowieka, a nie tylko gwiazdę filmową. I rzeczywiście potrafił to dostrzec.
  Patrząc na Marilyn widział coś więcej niż seksbombę z pięknym biustem i blond włosami.
Widział bardzo niepewną siebie, rozchwianą emocjonalnie dziewczynę, którą otacza banda wyłudzaczy i fałszywych przyjaciół, której chyba nawet mąż nie potrafi pokochać tak, jakby na to zasługiwała. 

 Jak pewnie wiecie powstał film o tym samym tytule. Mam pewne opory co do obejrzenia go.
Po pierwsze, mimo wszystkich ochów i achów nad Michelle Williams, nie wydaje mi się, że dobrze zagrała Marilyn. Nikt poza Marilyn nie może dobrze jej zagrać. A po drugie, zwyczajnie boję się, że jak to zwykle bywa, z dość dobrej książki powstał kiepski film.

 wyd.: Znak
stron: 192
rok wydania: 2012

4 komentarze:

  1. Sama jestem wielką fanką Marilyn Monroe. Oglądnęłam większość filmów z jej udziałem a teraz poluję na odpowiednią książkę, więc tym bardziej cieszę się, że napisałaś o niej:)
    Dodaję do obserwowanych:D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam również "Blondynkę" Oates i "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości" Signorini :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Moja sugestia ;-) Nie oglądaj filmu :-( Przeczytałam książkę i niestety cały czar prysł po jego obejrzeniu. Przy całej mojej sympatii dla Michelle Williams, to nie jest jej najlepsza rola. A już z pewnością nie na miarę Oscara ;-( Książka bardzo mi się podobała i faktycznie po raz pierwszy Colin Clarke nie skupiał się tylko i wyłącznie na jej fizyczności ;-) Na tamten czas i tamte wydarzenia to był pewien rodzaj przyjaźni.A tego myślę jej bardzo brakowało, bo żyła wśród ludzi z których każdy myślał jak ją wykorzystać. Jednak jak by się to potoczyło dalej, nie wiem. Może skończyło by się tak jak inne romanse Marilyn, na ten temat możemy już tylko gdybać. Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń