7/10
Każda książka jest dla mnie podróżą w nieznane... w bardziej lub mniej tajemniczy świat. W przypadku "Hacjendy" Isabel Cañas było niezwykle ciekawie, ponieważ pierwszy raz zetknęłam się z powieścią gotycką.
Początek XIX wieku, Meksyk świeżo po odzyskaniu niepodległości i piękna hacjenda San Isidro, będąca własnością oszałamiająco przystojnego Rodolfo. Ów mężczyzna mieszkał tam z żoną, ale biedaczka szybko zmarła. W jaki sposób pożegnała się ze światem? Jest kilka wersji. Ważne jednak, że Rodolfo szybko się pocieszył. W stolicy poznał Beatriz, która wydaje się być idealną kandydatką na drugą żonę. Dziewczyna nie kocha mężczyzny, ale zgadza się na ślub. Widzi w tym szansę na lepsze życie.
Beatriz wprowadza się do męża. Poznaje jego siostrę i nieliczną służbę. Wszyscy oni wydają się trochę dziwaczni. Ale to jeszcze nic! Najgorszy jest dom, w którym młodą małżonkę prześladują głosy i wydarzenia, od których włos się na głowie jeży. Ewidentnie grasują w nim demony, a nowa lokatorka nie przypadła im do gustu. Beatriz szuka pomocy u młodego i także obłędnie przystojnego księdza Andrésa.
Duchy, upiory, nawiedzony dom, egzorcyzmy - powinnam się bać. Zamiast strachu czułam jednak ciekawość, która przyciągała mnie do książki jak magnes. Autorka co prawda nadała swojej powieści mroczny klimat, ale bez obaw mogą ją przeczytać osoby, które tak jak ja, nie są wielbicielami horrorów. Losy bohaterów oraz ich starania o dojście do prawdy i odnalezienie szczęścia są tak ciekawe, że nawiedzony dom stanowi tylko przyprawiające o szybsze bicie serca tło.
"Hacjenda" porwała mnie i trzymała w swoich objęciach. Pokazała zakazaną miłość (choć ja uważam, że to było czysto fizyczne pożądanie), dusze niemogące zaznać spokoju w zaświatach, kulturę dziewiętnastowiecznego Meksyku oraz mentalność ludzi w tamtych czasach. Świetnie się o tym czytało. Polecam!
Wydawnictwo Mova
Stron: 400
Tytuł oryginału: The Hacienda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz