Kim
jest tytułowa Carrie?
Nastolatką,
uczennicą liceum. Ale także szkolnym wyrzutkiem, pośmiewiskiem, córką fanatyczki
religijnej. Jest też dziewczyną obdarzoną niecodziennymi zdolnościami.
Pierwszy
raz owe zdolności jej matka zaobserwowała, gdy Carrie była małym dzieckiem, ale
sama dziewczyna nie pamiętała o tym. Swoją moc uświadomiła sobie, gdy miała lat
16, a początek wszystkim wydarzeniom dał szkolny prysznic. Carrie na oczach
koleżanek dostała pierwszy raz w życiu miesiączki – już samo to było dość upokarzające,
poza tym dziewczyna nie była uświadomiona co się z nią dzieje, dlaczego krwawi.
Jakby tego było mało koleżanki, zaczęły się z niej wyśmiewać, obrzucać
tamponami.
W
końcu nauczycielka uświadomiła Carrie co się dzieje i odesłała do domu.
Jakiś czas później w szkole odbywał się wiosenny bal, na który, ku ogromnemu
zdziwieniu wszystkich dziewczyna została zaproszona przez jednego z
najpopularniejszych chłopaków w szkole.
Jak można było przypuszczać, matka za nic w świecie nie pozwalała córce pójść
na zabawę. Zamiast tego, kazała jej zamknąć się w komórce i modlić o
przebaczenie. Carrie jednak sprzeciwiła się matce i zaczęła świadomie korzystać
ze swoich zdolności.
Poszła na bal. Mało tego, po raz pierwszy w życiu
wyglądała pięknie. Tak pięknie, że wraz z partnerem została wybrana na królową
balu.
I tu ta krótka bajka się kończy. Za sprawą wrednej koleżanki i jej
chłopaka Carrie zostaje oblana wiadrem krwi na oczach całej szkoły, zostaje
upokorzona. Kolejny raz, ostatni.
Dziewczyna
decyduje się dać nauczkę wszystkim, którzy kiedykolwiek z niej szydzili,
wyśmiewali, lekceważyli. Robi to, robi to bardzo skutecznie, skutecznie jak
nikt wcześniej…
Książka
jest skonstruowana z niecodzienny sposób, poza opisem akcji, mamy wtrącenia,
jakby wycinki z dzieł naukowych na temat Carrie White. Na początku trochę
przeszkadzało mi to w czytaniu, jednak szybko można się przyzwyczaić.
„Carrie”
to pierwsza powieść Kinga – pierwsza i moim zdaniem, jedna z najlepszych.
wyd.: Prószyński i S-ka
stron: 204
rok wydania: 2011