5/10
Lubię historie rodzinne. Te prawdziwe i te stworzone na potrzeby powieści. Muszą one jednak czymś mnie ująć, zaciekawić. Victorii Belim nie udało się tego zrobić i jej "Dom pod Kogutami" bardzo mnie zmęczył.
Autorka jest rodowitą Ukrainką obecnie mieszkającą w Belgii. W książce opisała swój powrót do korzeni i drogę ku prawdzie. Wszystko zaczęło się od kłótni z bratem ojca o Krym i politykę Ukrainy. Krótko po tym, straciła z nim kontakt. Porządkowanie rzeczy po przodkach, doprowadza Victorię do pamiętnika pradziadka, w którym odnajduje tajemniczy wpis o Nikodymie. Kobieta nigdy o nim nie słyszała. Dlaczego w domu nikt nie wspominał brata pradziadka?
Victoria ma w Ukrainie babcię. Postanawia ją odwiedzić i przy okazji rozwiązać rodzinną zagadkę. Szuka krewnych, odwiedza wiejskie archiwa i wchodzi do okrytego złą sławą Domu pod Kogutami. Szuka, szuka, szuka... dla mnie tego szukania trochę za dużo. Wolałabym przewagę opowieści o przodkach. Nie ujęła mnie również historia i polityka, którą znam z innych powieści z Ukrainą w tle.
Moje niezadowolenie z lektury może wynikać z nastawienia. Bardzo chciałam przeczytać zagmatwaną opowieść o życiu przodków autorki, a było tego jak na lekarstwo. Kompletnie nie mogłam się wciągnąć. Znalazłam też w tekście sporo literówek, co dodatkowo wybijało mnie z rytmu. Szkoda, bo zapowiadało się dobrze, a wyszło bardzo średnio.
Nie mogę Wam polecić "Domu pod Kogutami". Jest wiele ciekawszych pozycji ukazujących historię i życie Ukraińców. Tę książkę na pewno szybko zapomnę. Poczytajcie coś innego.
Wydawnictwo Mova
Stron: 344
Tytuł oryginału: The Rooster House: My Ukrainian Family Story, A Memoir
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz