poniedziałek, 22 kwietnia 2024

"Gdy leżę, konając" William Faulkner

 7/10


     Książki noblisty Williama Faulknera są dla mnie wyzwaniem. Dawno temu przeczytałam dwie i uznałam, że więcej nie dam rady. Jednak nakładem Wydawnictwa Znak ukazał się tytuł "Gdy leżę, konając" w nowym tłumaczeniu Jacka Dehnela. Postanowiłam sprawdzić, czy tym razem proza autora mnie zachwyci.

     Addie, matka pięciorga dzieci, jest umierająca. Przez okno czuje zapach drewna i słyszy odgłosy pracy. To syn z wielką starannością robi trumnę. Kiedy kobieta umiera, nadchodzi czas wypełnienia jej ostatniej woli. Addie chciała być pochowana w innej miejscowości. Mąż i dzieci pakują trumnę z denatką na wóz i wyruszają w drogę. Niestety przez ulewne deszcze rzeka wezbrała i zniszczyła mosty. Wyprawa okazuje się trudniejsza niż zakładano.

     Dzięki wieloosobowej narracji bliżej poznajemy członków rodziny. Sama Addie wypowiada się tylko raz, ale jest to przekaz tak dobitny i prawdziwy, że z całej książki właśnie te słowa zostaną ze mną na długo. Pozostałe postacie przeżywają śmierć najbliższej osoby inaczej, towarzyszą im inne emocje, a droga do miejsca pochówku matki okazuje się szansą na załatwienie swoich spraw.

     Nie będę ukrywać, że czytanie tej książki odbrobinę mnie męczyło. Dużo czasu zajęło mi przestawienie się na niepowtarzalny styl pisarza, a niektóre fragmenty musiałam czytać dwukrotnie. Czy żałuję? Absolutnie nie! "Gdy leżę, konając" jest powieścią niezwykłą i ponadczasową, wymagającą skupienia, zatrzymania się, wyciszenia, spokoju...

     Ludzkie dramaty w oparach odoru rozkładającego się ciała i w towarzystwie sępów. Mi to odpowiada. Jeśli Wam też, a przy okazji macie ochotę na klasykę amerykańskiej literatury, to wiecie co robić. Polecam!

Wydawnictwo Znak Literanova

Stron: 272

Tytuł oryginału: As I Lay Dying

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz