Po tę książkę sięgnęłam z ciekawości. Najbardziej chyba zainspirował mnie wpis Marty na jej blogu . Poza tym kilka osób wspominało o niej, wypowiadając się w samych superlatywach, więc czemu nie?
Książkę przeczytałam, nie była to jednak lektura łatwa.
Myśliwski ma to do siebie, że pisze tak, a nie inaczej i to stanowi o charakterze jego publikacji. Mimo, iż "Traktat..." napisany jest językiem przystępnym i bardzo zwyczajnym nie da się go pochłonąć w jeden wieczór.Takie jest moje zdanie.
A o czym jest książka? Okładka głosi, że jest to księga przypadku i przeznaczenia.
Główny bohater - człowiek prosty, majster i dozorca podejmuje w swoim domku Gościa, który przyszedł kupić fasolę. Nie wiadomo kim on jest, można się jedynie domyślać. Bohater wraz z Gościem wspólnie łuskają fasolę, podczas tej żmudnej pracy dozorca snuje swą opowieść o życiu.
O latach młodości, o czasie wojny, o swoim dorosłym życiu. W tej opowieści każdy czytelnik odnajdzie coś, co zapewne już zna. Jeśli nie ze swojego życia, to z opowieści rodziców, dziadków.
Mimo, iż Myśliwski zrezygnował z bogatego języka i wzniosłych słów, w "Traktacie o łuskaniu fasoli" jest kilka cytatów tak pięknych w swej prostocie, że aż dziw bierze. Moje ulubione to:
"Książki to także świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi." "Miłość to niedosyt istnienia."
O "Traktacie..." napisano już wiele, także ja poprzestanę na tym, co powyżej. Dodam tylko, że książka - mimo, iż polska - podobała mi się. Wiadomo, że książki, mogą "podobać się" w różny sposób. Mnie się ona podobała w ten specyficzny sposób, w który podobają się człowiekowi rzeczy ciężkie, ale wartościowe, takie z których coś pozostanie.
wyd.: Znak
stron: 400
wydanie II (2010)
Może być naprawdę ciekawie. Chętnie przeczytam, jak tylko wpadnie mi w ręce. :)
OdpowiedzUsuń