„Ciemno, prawie noc” chciałam przeczytać już kiedyś. Po tym,
gdy powieść zdobyła tegoroczną Nike byłam pewna, że w końcu po nią sięgnę. I
stało się – przemogłam swoją niechęć do polskiej literatury, wzięłam się za
czytanie. I przepadłam. Przepadłam na 525 stron.
Od czasu „Bikini” Janusza L. Wiśniewskiego, żadna polska
książka nie podobała mi się tak bardzo.
Chociaż nie wiem, czy słowo „podobać się” jest tutaj odpowiednie. „Ciemno,
prawie noc” to nie jest ładna książka. Jest to raczej szara, brudna, przysypana
pyłem węglowym opowieść o okrucieństwie, beznadziejności, pustce i utracie. Napisana
językiem na miarę naszych czasów. Nie ma tam ubogaconych słów, jak w „Ościach”
Karpowicza, są słowa powszechnie uznawane za wulgarne, są strony, które czyta
się ciężko, bo nie ma na nich znaków przestankowych, są zlepki wyrazów pisane
bez spacji. Ale są też ładne skonstruowane
powiedzenia.
Rozdziały stylizowane na wpisy z forów internetowych to absolutne mistrzostwo, tak wiernie oddają klimat nienawiści, głupoty, zawiści, nienawiści, której pełno w Internecie.
Rozdziały stylizowane na wpisy z forów internetowych to absolutne mistrzostwo, tak wiernie oddają klimat nienawiści, głupoty, zawiści, nienawiści, której pełno w Internecie.
Główna bohaterka – reporterka Alicja Tabor – po wielu latach
wraca do rodzinnego Wałbrzycha. Ma napisać
reportaż o trójce zaginionych dzieci. Poza zmierzeniem się z trudnym tematem,
Alicja będzie musiała też stawić czoła demonom z przeszłości. Nie będzie to dla
niej ani łatwe, ani bezpieczne. Będzie za to, w pewnym stopniu, oczyszczające i
potrzebne.
Powieść kończy się dobrze. Na tyle na ile to możliwe. W
pewien sposób jest to jednak zakończenie słodko – gorzkie, gdyż niby dobro
zwycięża, ale tak naprawdę nic to nie zmienia.
Nie wiem jeszcze czy Joanna Bator to ta autorka, która
sprawi, że namiętnie zacznę czytać polskich autorów, z pewnością jednak, za jej
sprawą przestanę się przed nimi bronić rękami i nogami :)
Wyd.: W.A.B
Stron: 525
Wydanie I (2012)
Zazdroszczę. Też od dawna chcę to przeczytać, a informacja o nagrodzie tylko tę chęć wzmogła. Problemem jest buntujący się przeciwko jakimkolwiek wydatkom portfel ;-)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na moim "stosiku", ale gdzieś na samym spodzie, bo terminy mnie gonią...
OdpowiedzUsuń