środa, 22 sierpnia 2012

Marzycielka z Ostendy, Odette i inne historie miłosne





 




















Jeśli chodzi o mnie i o książki to nie mam ulubionego rodzaju. 

Lubię i dość wymagającego w czytaniu Coelho i lekką i przyjemną Szwaję. Horrory i powieści okraszone humorem.

Nie przepadałam jednak za opowiadaniami. Kilka przeczytanych mnie dość skutecznie zniechęciło, gdyż zazwyczaj w takim zbiorze jest jedno dobre i kilka do niczego. Tak na przykład było z „Niezwykłym uczuciem spadania” czy „Molekułami emocji”.
 Bez większego więc entuzjazmu zajęłam się lekturą „Marzycielki z Ostendy” Erica – Emmanuela Schmitta.

Po przeczytaniu pierwszego z opowiadań byłam przekonana, że oto jedyne dobre opowiadanie mam za sobą. Po przeczytaniu drugiego nie mogłam doczekać się kiedy rozpocznę kolejne i tak do końca. Przy czym ostatnie „Kobieta z bukietem” podobało mi się najbardziej. Podobało to zbyt mało powiedziane. Zachwyciło mnie; historia chwytająca za serce, ale też dająca do myślenia, bez jednoznacznego zakończenia.

Niesiona falą zachwytu nad pisarzem chwyciłam kolejny zbiór opowiadań jego autorstwa – „Odette i inne historie miłosne”.

I okazało się, że „Marzycielka…” była tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.
W „Odette…” nie podobało mi się nic, żadne z opowiadań. Wszystkie, moim zdaniem, były nijakie - ot, każdy licealista były w stanie napisać coś podobnego.

Może kiedyś uda mi się przekonać samą siebie do opowiadań, póki co jednak wolę konkretne powieści.

wyd.: Znak

2 komentarze:

  1. Schmitta przeczytałem tylko "Oskara i Panią Różę" (właśnie - ma ltoś rozeznanie, czy tytuły powinno się odmieniać?), nic więcej nie czytałem i nie mam zamiaru. To jedno opowiadanie podobało mi się, ale jakoś nie odczuwam większej potrzeby zapoznawania się z literaturą tego pana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam
    http://thisplaceweliveitisnotwherewebelong.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń