poniedziałek, 30 lipca 2012

Książka contra film

“Lśnienie”, “Diabeł ubiera się u Prady”, “Zmierzch”, “Weronika postanawia umrzeć”,  „Jedz, módl się, kochaj”, "Igrzyska śmierci" – książki. Zekranizowane. Dlaczego? Dla pieniędzy.

Nigdy jeszcze (podobnie jak większość moich znajomych) nie widziałam ekranizacji książki lepszej od książki właśnie. Gorszą – wielokrotnie.
Za każdym razem, gdy oglądam wolumin przerobiony na superprodukcję, zastanawiam się jak ze świetnej książki można zrobić denny film? No widać można.
Skoro powieść odniosła ogromny sukces, to przeniesiona na duży ekran przyniesie duże pieniądze. Szczególnie uwzględniając fakt, że jednak więcej ludzi wciąż ogląda filmy niż czyta książki. Schemat wygląda tak: dobra książka + dobrzy aktorzy (choć nie zawsze) + reżyser = kasowy sukces .

Tylko, że mnie to mierzi.
Nie przeszkadza mi wcale fakt, że coś ktoś zekranizował, tylko że nie oddał klimatu książki. Albo, co gorsze chyba, mimo iż film jest na podstawie książki, tak naprawdę mało ma z nią wspólnego. Zgadza się tytuł, ogólny zarys historii i tyle. Akcja zostaje przeniesiona w inne miejsce, sceny, wątki pomieszane, imiona pozmieniane… (vide „Weronika postanawia umrzeć”).
Zdaję sobie sprawę , że trudne, albo wręcz niemożliwe jest, wierne odtworzenie książki. Film musiałby trwać zapewne kilka godzin. Ale można się postarać.
Dużo w tej kwestii mogą zdziałać autorzy. Jeśli już godzą się na zekranizowanie swojego dzieła, to niech zadbają o coś ponad swoje honorarium.
Tak na przykład zrobiła J. K. Rowling. Ustaliła z twórcami filmu, które fragmenty są mniej ważne i można je pominąć, oglądała co ważniejsze sceny niejednokrotnie odsyłając je do poprawki, bo nie o to w nich chodzi.
Czy miało to wpływ na kinową wersję „Harrego Pottera”? Na pewno – i wyszło ekranizacji na dobre. A więc można.

Ekranizacje równie dobre jak książki zdarzają się. Nie często, ale są. I wtedy siedząc w kinie wiem, a nie tylko domyślam się, co oglądam :) 

Rzadko, ale jednak zdarza mi się najpierw obejrzeć film, dopiero potem sięgnąć po książkę.
Bo jeśli byłam zachwycona filmem, wiem, że książka będzie jeszcze lepsza.

I tak jest bezpieczniej. Mam pewność, że się nie rozczaruję.

8 komentarzy:

  1. Każdy inaczej interpretuje to co widzi, to co czyta, to co czuje,... Każdy jest inny... Możesz przeczytać książkę 100 razy, obejrzeć film 100 razy, a i tak nie zrozumiesz, nie zobaczysz tego, co chciał przekazać poeta lub reżyser... Każdy jest inni i inaczej postrzega otaczający nas Świat. Skąd wiesz - może to właśnie Ty się mylisz, Ty jesteś inna...
    Podpisano - Inny R.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały wpis to tylko moje, subiektywne, zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Robert - w imieniu swoimi własnym, jak i autorki, jak mniemam, witamy nowego czytelnika i zapraszamy do udziału w dyskusjiach :)
    Co do Twojego komentarza - jeśli 100 osób obejrzy ten sam film bądź przeczyta tą samą książkę, każda z tych osób zinterpretuje ją na własny sposób, tak było, jest i będzie. Tu nikt się nie myli, każdy ma rację.

    @Dareczka - są dobre ekranizacje, mało, bo mało, ale są. Istnieją też takie książki, po które żaden, ale to absolutnie żaden reżyser ręki wyciągać nie powinien.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej stały bywalec - znam autorkę i często tutaj zaglądam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A co powiesz o Forreście Gumpie? Inne zakończenie (nie wiem dlaczego) ale moim zdaniem oddaje klimat książki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem, że nie czytałam książki...

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak sobie myślę, że dobrym rozwiązaniem może być serial. Przykładem jest "Gra o tron". Przeczytałam książkę później obejrzałam serial i wcale nie byłam rozczarowana, choć zdarza się to baaaaardzo rzadko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie z każdej książki da się serial zrobić - sama nie wiem czy niestety, czy na szczęście

      Usuń