9/10
Bycie członkinią Dyskusyjnego Klubu Książki daje mi możliwość sięgnięcia po książki, na które sama z siebie pewnie bym się nie zdecydowała. Cieszę się więc, że dzięki temu trafiła do mnie prawdziwa literacka perełka, jaką jest "Młody Mungo" Douglasa Stuarta.
Niespełna szesnastoletni Mungo wyjeżdża z dwoma nieznajomymi na majowy weekend, nad jezioro. Nie jest to jego decyzja, a matki, która ma nadzieję, iż ta wyprawa zrobi z niego prawdziwego mężczyznę. Dlaczego wpadł jej do głowy ten genialny pomysł? Na pewno nie z miłości, ani troski o syna, ponieważ jest ona sięgającą dna alkoholiczką, dla której dzieci są tylko problemem.
Lata 90-te. Najmłodszy z rodzeństwa Mungo, jego siostra i brat, mieszkają w Glasgow. Matka jest w domu rzadkim gościem, a ojciec zmarł przed narodzinami chłopca. Słowo, które ciśnie się na usta od początku czytania, to patologia. A w tej patologii, biedzie, brudzie, dorastający chłopak i jego homoseksualizm. Jedyną radość odnajduje w przyjaźni z Jamesem. Z czasem nastolatkowie zakochują się w sobie, ale ich uczucie z góry skazane jest na porażkę.
Nie czyta się tego łatwo. Powodują to przede wszystkim dialogi. Rozmowy prowadzone są w języku gaelickim, oczywiście przetłumaczonym, ale czystym polskim trudno to nazwać. O ból psychiczny przyprawiły mnie szczególnie fragmenty z wyprawy nad jezioro. Jest w nich dużo brutalności, tak samo jak w opisie bójki między protestantami, a katolikami. Najgorsza jest jednak przemoc psychiczna, której ofiarami są niemal wszyscy bohaterowie powieści.
"Młody Mungo" to książka wybitna. Pomimo trudnych relacji, brudu, głodu, smrodu alkoholu i papierosów, nie chciałam żeby się kończyła. Zakazana miłość Munga i Jamesa lśniła wśród zła, niczym najjaśniejsza gwiazda. Niestety ludzie są okrutni, a związek osób tej samej płci wyzwala w nich najgorsze instynkty. Przeczytajcie o tym. Polecam!
Wydawnictwo Poznańskie
Stron: 448
Tytuł oryginału: Young Mungo
Pani Sylwio, tutaj tłumacz, bardzo dziękuję za wysoką ocenę (w imieniu autora przede wszystkim), jedna uwaga tylko - ta kolokwialna polszczyzna to przekład nie gaelickiego, ale scots, szkockiego języka angielskiego. Pojedyncze gaelickie słowa padają w rozmowie na gejowskiej telefonicznej partyline - nie tłumaczyłem ich na wyraźne życzenie autora. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń