6/10
Za mną dość specyficzna książka. Tekst został opracowany na podstawie wydania "Pamiętników lekarzy" z 1939 roku i jest skarbnicą wiedzy medycznej z okresu międzywojennego.
Autorem tego niezwykłego pamiętnika jest Stefan Giebocki, który zaraz po studiach objął posadę lekarza w niewielkim wielkopolskim miasteczku. Z dużą dokładnością opisał jak wygląda jego praca i z jakimi trudnościami musiał się mierzyć. Nie miał łatwo przede wszystkim z powodu ludzkiej mentalności, kulejącej Kasy Chorych i systemu ubezpieczeń. Trudno było zdobyć zaufanie pacjentów, a z drugiej strony wielokrotnie wzywany był do błahych przypadków. Czasem również do ludzi, którym nie można już było pomóc, ponieważ dotarł do nich zbyt późno.
Medycyna nie była jeszcze tak bardzo rozwinięta, ale ówcześni lekarze robili co w ich mocy żeby podnosić świadomość w narodzie. Bardzo duży procent ludzkości stosował metody leczenia wymienione w tytule książki. Szczególnie rozbawił mnie kołtun, bo o wyleczeniu czegokolwiek w ten sposób, nigdy nie słyszałam i szczerze mówiąc trudno mi to sobie wyobrazić.
Książka z pewnością nie przypadnie do gustu czytelnikom, którzy choćby w najmniejszym stopniu nie interesują się tematami medycznymi. Mnie ona bardzo zaciekawiła i czytając ją miło spędziłam czas. Fajnie było zgłębiać tajniki leczenia i codzienność młodego lekarza na prowincji. W tamtym okresie nie miał łatwego życia. Przeczytajcie książkę i porównajcie medycynę lat dwudziestych i trzydziestych ze współczesną.
Wydawnictwo Nawias
Stron: 264
Cykl: Klisze Lekarskie (tom 4)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz