Długo zbierałam się do napisania o tej
książce. Ciągle nie wiem, czy będę potrafiła to zrobić dobrze. Bo jak zachęcić
kogoś do przeczytania tak niezwykłej książki, jak oddać jej charakter?
Zacznijmy może od tego, że nie jestem zbyt
wielką fanką rodzimej literatury, nie przepadam za polskimi pisarzami. Pierwszy
raz książka Doroty Ter akowskiej wpadła mi w ręce za sprawą pani bibliotekarki.
Drugi raz przeczytałam ją dlatego, że pamiętałam, że bardzo mi się podobała,
ale nic ponadto. Po prostu chciałam sobie przypomnieć, co mnie w tej książce
urzekło.
Wszystko zaczyna się, gdy pięcioletnia Ewa
widzi lecące po niebie anioły. Informuje o tym mamę, ale jak to dorośli mają w
zwyczaju, mama przytakuje i dalej zajmuje się swoimi sprawami. Dziewczynka
zafascynowana odbywającym się w górze spektaklem podąża za jego bohaterami i
spostrzega, iż jedne skrzydlate postaci są czarne inne białe. I że walczą ze
sobą. Bez chwili zastanowienia wie, że trzeba kibicować białym. Niestety, dobro
nie zawsze jest w stanie wygrać – jeden z białych aniołów zostaje pokonany i
spada na ziemię. A Ewa wpada do głębokiego dołu w lesie, gdzie dopiero po
długim czasie odnajduję ją rodzina.
Od chwili,
gdy anioł spadł z nieba dziewczynka ma nieprawdopodobnego pecha. Imają się jej
wszystkie nieszczęścia. Rodzice myślą, że ot, po prostu Ewa jest niezdarnym
dzieckiem stąd siniaki, złamana ręka i inne okaleczenia i choroby.
Jednak babcia dziewczynki zauważa rzecz niezwykłą – z chwilą, gdy Ewie zaczęły przytrafiać się wszystkie te wypadki, obrazek z aniołem stróżem zniknął z pokoju dziecka.
Jednak babcia dziewczynki zauważa rzecz niezwykłą – z chwilą, gdy Ewie zaczęły przytrafiać się wszystkie te wypadki, obrazek z aniołem stróżem zniknął z pokoju dziecka.
W tym samym czasie w miasteczku pojawia się
Bezdomny. Społeczność nie jest z tego powodu zachwycona, ale że okazuje się on
niegroźny, szybko wtapia się w lokalny krajobraz i ludzie przestają na niego
zwracać uwagę.
Ewa i jej babcia zainteresowały się bliżej
przybyszem – z dobrego serca chciały mu pomóc. Mimo, iż tej pomocy nie przyjął babcia i dziewczynka regularnie go odwiedzały.
Kilka lat po walce aniołów, Ewa zasłabła,
rodzice zabrali ją do lekarza i tam ich
życie zostało wywrócone do góry nogami – okazało się, że ich jedyne
dziecko ma białaczkę. Że nie da się jej wyleczyć.
Tymczasem babci nie dawał spokoju obrazek z
aniołem stróżem… I doszło do tego, że babcia z Ewą zorientowały się, iż
dziewczynka straciła swojego anioła stróża.
Ewa wpadła na pomysł, że jeśli tylko uda się jej go odnaleźć, to na pewno wyzdrowieje. I tak zaczęło się wielkie szukanie anioła .
Ewa wpadła na pomysł, że jeśli tylko uda się jej go odnaleźć, to na pewno wyzdrowieje. I tak zaczęło się wielkie szukanie anioła .
Najbardziej
sceptycznie do tego pomysłu byli nastawieni ‘nowocześni’ rodzice dziewczynki:
matka – artystka i ojciec naukowiec.
Nie zdradzę
Wam jednak czy poszukiwania się udały, czy Ewa wyzdrowiała i kim są Ave i Vea.
„Tam gdzie spadają anioły” to jedna z
najpiękniejszych książek jakie w życiu przeczytałam.
Jest o walce, o tym, że nawet w Złu może tkwić dobro, że w życiu jednak wiara się liczy, a nie szkiełko i oko.
Jest o walce, o tym, że nawet w Złu może tkwić dobro, że w życiu jednak wiara się liczy, a nie szkiełko i oko.
Książka urzekła nie tylko mnie – również
moich znajomych, i wydaje mi się, że każdego, kto zdecydował się po nią
sięgnąć.
Rekomendacją
dla was niech będzie fakt, że gdy poleciłam ją jednej z klientek kilka dni
później przyszła do księgarni tylko po to, żeby mi za to podziękować.
Wydawnictwo Literackie
stron: 312
rok wydania: 2011
Zabieram się do niej od dawna. Chyba muszę się szybciej zmobilizować i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNie pożałujesz - na pewno nie :)
Usuńnie przeczytałam całej ale nawet fajna
OdpowiedzUsuń