środa, 18 marca 2020

Kirke - Madeline Miller

7/10


   Odkąd tylko pamiętam lubiłam mitologię. Ci wszyscy bogowie, ich intrygi, miłości i igranie z losem śmiertelnych. „Kirke” okazała się być pozycją w sam raz dla mnie.



   Sięgając po książkę nie spodziewałam się arcydzieła i rzeczywiście arcydziełem nie jest. Jest fajną, lekką książką do poczytania. Znajdziecie w niej wszystko to, o czym wcześniej pisałam. Jest miłość, zemsta, potęga, namiętności i trudne wybory. 
   Tytułowa Kirke to córka potężnego boga słońca Heliosa i morskiej nimfy Perseidy. Niestety dziewczynka nie jest ani w połowie tak wspaniała i niezwykła jak jej liczne rodzeństwo. Błąka się po pałacu ojca ignorowana przez wszystkich. Ale do czasu. Kiedy okazuje się, że Kirke posiada wielką moc, która może zagrozić samemu Zeusowi, zostaje zesłana na wsypę, na której ma pozostać sama po wieki. Dla zabicia czasu dziewczyna rozwija swoje umiejętności, przez co z czasem staje się potężna.
Na wyspę Ajaja trafiają z czasem zabłąkane okręty pełne mężczyzn, którzy szukają schronienia. Jednocześnie widząc samotną kobietę postanawiają wykorzystać ją w brutalny sposób. Kirke jest jednak silna. I nie  popełnia dwa razy tego samego błędu, dlatego też z czasem niechcianych gości zamienia w ... świnie. I zabija.  Losy czarownicy splatają się z dziejami Hermesa, Dedala a także Odyseusza. 
   Z czasem Kirke zakochuje się w śmiertelniku, który obdarza ją synem. Ta miłość jednak od początku była skazana na niepowodzenie...

   Ale - no właśnie, jeśli chcecie się dowiedzieć jak potoczyły się losy Kirke i jej syna musicie sięgnąć po książkę Madeline Miller.


3 komentarze:

  1. Książkę mam w planach :) ale raczej dalekich.

    OdpowiedzUsuń
  2. To coś dla mnie, lubię lekkie książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. w formie czegos lekkiego i niezobowiazujacego na czas kwarantanny - czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń