Jako wielka miłośniczka „Złodziejki książek” z niecierpliwością czekałam na chwilę, kiedy będę mogła wreszcie zobaczyć
ekranizację. Aż w końcu nadszedł ten czas.
Z doświadczenia wiedziałam, że nawet najlepszy reżyser nie
byłby w stanie oddać niepowtarzalnego klimatu, jaki w powieści udało się
stworzyć Marcusowi Zusakowi.
Mimo to, na coś takiego przygotowana nie byłam.
Chris Columbus, reżyser serii o
Harrym Potterze udowodnił, że można zrobić przyzwoitą ekranizację książki.
„Igrzyska śmierci” też nie są najgorsze. Jednak oglądając „Złodziejkę książek”
miałam wrażenie, że realizatorzy filmu przeczytali co najwyżej streszczenie
powieści.
W osłupieniu wpatrywałam się w ekran co chwilę powtarzając:
ale to nie było tak! W książce czegoś takiego nie ma! Przecież to nie może być
żona burmistrza! To ma być Rosa?! I tak przez ponad 2 godziny.
Wierzę w to, że twórcy „Złodziejki książek” chcieli stworzyć
piękny film na podstawie pięknej książki. Jednak gdzieś po drodze coś zniknęło,
coś się pojawiło, coś się zmieniło... W rezultacie z bardzo dobrej książki
zrobiono bardzo przeciętny film.
Jedyna rzecz, do której nie mam zastrzeżeń to rewelacyjny
Geoffrey Rush w roli Hansa Hubermanna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz