„Pięćdziesiąt twarzy Greya” jest ostatnio na ustach niemal wszystkich,
którzy interesują się literaturą.
Opinie o książce są skrajnie różne – jedni się zachwycają, inni oskarżają E.L. James o grafomanię i są, delikatnie mówiąc, zniesmaczeni.
Sama więc postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu.
Opinie o książce są skrajnie różne – jedni się zachwycają, inni oskarżają E.L. James o grafomanię i są, delikatnie mówiąc, zniesmaczeni.
Sama więc postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu.
Zacznę może od tego, że czyta się to szybko i dość
przyjemnie, akcja wciąga, schemat powieści niewiele odbiega od wzorca
większości amerykańskich filmów o miłości (tak, powieść zostanie sfilmowana):
ona – biedna, szara myszka, absolutnie
nie wierzy w siebie. On – bogaty, nieziemsko przystojny, szarmancki, skrywa
tajemnicę i oczywiście ze wszystkich kobiet na świecie chce właśnie Jej.
Jedynym odstępstwem od normy są tu preferencje łóżkowe pana Graya.
Książka od mniej więcej 60 strony przypomina nieco harlequina, ale która z nas nie marzy o pięknym, zamożnym nieznajomym, który świata poza nami nie widzi i łamie swoje zasady dla naszej przyjemności? ;)
Książka od mniej więcej 60 strony przypomina nieco harlequina, ale która z nas nie marzy o pięknym, zamożnym nieznajomym, który świata poza nami nie widzi i łamie swoje zasady dla naszej przyjemności? ;)
Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, żeby nie psuć zabawy
tym, którzy po „Pięćdziesiąt twarzy …” jeszcze nie sięgnęli, ale mają zamiar.
Natomiast chętnie pobawię się w psychologo-socjologo-maretingowca.
Przypuszczam, że Pani Erica Leonard James stała się ostatnio zamożną osobą, jej
sytuacja materialna jeszcze się poprawi, gdy na ekrany kin wejdzie film na
podstawie powieści (proszę, niech Christiana zagra Ian Somerhalder :)). Niewątpliwie zawdzięcza to ciężkiej pracy,
bogatej wyobraźni, czytelnikom i marketingowcom. Książka nie doniosłaby tak
wielkiego sukcesu (w Wielkiej Brytanii „Pięćdziesiąt twarzy Greya” kupiło
więcej osób niż ostatni tom przygód Harrego Pottera), gdyby nie dobra,
zakrojona na szeroką skalę reklama. Był czas przed premierą książki, gdy
zewsząd atakował mnie okładkowy krawat; włączam Internet – Grey, otwieram gazetę
– Grey, idę do pracy – Grey.
Nie ma co ukrywać, że seks odgrywa w tej książce ogromną rolę, co czyni ją nieco kontrowersyjną i dirty…
Nie ma co ukrywać, że seks odgrywa w tej książce ogromną rolę, co czyni ją nieco kontrowersyjną i dirty…
wyd. Sonia Draga
stron: 608
rok wydania: 2012
Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka radzi nie oddawać się lekturze tej książki w miejscach publicznych, gdyż człowiek za bardzo się czerwieni czytając ;)
UsuńSeks też jest dobry bo ludzki. A "nic co ludzkie nie jest mi obce". Jeśli mi się uda, to chętnie przeczytam tę książkę i sama się przekonam, czy reklama nie była przerostem formy nad treścią :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem i nie mam zdania, poważnie.
OdpowiedzUsuńKsiążka jak książka. Są książki o wojnie, o morderstwach, ta jest o seksie i miłości (chyba właśnie w takiej kolejności). Tyle. Ale masz racje - dobra reklama i kasa leci ;)
Szczerze, mnie ta książka nudziła. Dzisiaj wymęczyłam ją do końca i muszę powiedzieć, że najbardziej podobała mi się końcówka (odejście Any od Greya). Moim zdaniem, gdyby wyciąć z książki sceny erotyczne to niewiele by w niej zostało.
OdpowiedzUsuńRobisz strasznie dużo błędów w tych swoich "recenzjach"
OdpowiedzUsuńKonkrety poproszę
Usuń