Strony

środa, 10 października 2012

Tam gdzie spadają anioły




 Długo zbierałam się do napisania o tej książce. Ciągle nie wiem, czy będę potrafiła to zrobić dobrze. Bo jak zachęcić kogoś do przeczytania tak niezwykłej książki, jak oddać jej charakter?

 Zacznijmy może od tego, że nie jestem zbyt wielką fanką rodzimej literatury, nie przepadam za polskimi pisarzami. Pierwszy raz książka Doroty Ter akowskiej wpadła mi w ręce za sprawą pani bibliotekarki. Drugi raz przeczytałam ją dlatego, że pamiętałam, że bardzo mi się podobała, ale nic ponadto. Po prostu chciałam sobie przypomnieć, co mnie w tej książce urzekło.

  Wszystko zaczyna się, gdy pięcioletnia Ewa widzi lecące po niebie anioły. Informuje o tym mamę, ale jak to dorośli mają w zwyczaju, mama przytakuje i dalej zajmuje się swoimi sprawami. Dziewczynka zafascynowana odbywającym się w górze spektaklem podąża za jego bohaterami i spostrzega, iż jedne skrzydlate postaci są czarne inne białe. I że walczą ze sobą. Bez chwili zastanowienia wie, że trzeba kibicować białym. Niestety, dobro nie zawsze jest w stanie wygrać – jeden z białych aniołów zostaje pokonany i spada na ziemię. A Ewa wpada do głębokiego dołu w lesie, gdzie dopiero po długim czasie odnajduję ją rodzina.
   
Od chwili, gdy anioł spadł z nieba dziewczynka ma nieprawdopodobnego pecha. Imają się jej wszystkie nieszczęścia. Rodzice myślą, że ot, po prostu Ewa jest niezdarnym dzieckiem stąd siniaki, złamana ręka i inne okaleczenia i choroby.
Jednak babcia dziewczynki zauważa rzecz niezwykłą – z chwilą, gdy Ewie zaczęły przytrafiać się wszystkie te wypadki, obrazek z aniołem stróżem zniknął z pokoju dziecka.
    
W tym samym czasie w miasteczku pojawia się Bezdomny. Społeczność nie jest z tego powodu zachwycona, ale że okazuje się on niegroźny, szybko wtapia się w lokalny krajobraz i ludzie przestają na niego zwracać uwagę.
   Ewa i jej babcia zainteresowały się bliżej przybyszem – z dobrego serca chciały mu pomóc. Mimo, iż tej pomocy nie przyjął  babcia i dziewczynka regularnie go odwiedzały.
    
   Kilka lat po walce aniołów, Ewa zasłabła, rodzice zabrali ją do lekarza i tam ich  życie zostało wywrócone do góry nogami – okazało się, że ich jedyne dziecko ma białaczkę. Że nie da się jej wyleczyć.
    
Tymczasem babci nie dawał spokoju obrazek z aniołem stróżem… I doszło do tego, że babcia z Ewą zorientowały się, iż dziewczynka straciła swojego anioła stróża.
Ewa wpadła na pomysł, że jeśli tylko uda się jej go odnaleźć, to na pewno wyzdrowieje. I tak zaczęło się wielkie szukanie anioła .

   Najbardziej sceptycznie do tego pomysłu byli nastawieni ‘nowocześni’ rodzice dziewczynki: matka – artystka i ojciec naukowiec.

   Nie zdradzę Wam jednak czy poszukiwania się udały, czy Ewa wyzdrowiała i kim są Ave i Vea.

 „Tam gdzie spadają anioły” to jedna z najpiękniejszych książek jakie w życiu przeczytałam.
   Jest o walce, o tym, że nawet w Złu może tkwić dobro, że w życiu jednak wiara się liczy, a nie szkiełko i oko.
    
   Książka urzekła nie tylko mnie – również moich znajomych, i wydaje mi się, że każdego, kto zdecydował się po nią sięgnąć.
   Rekomendacją dla was niech będzie fakt, że gdy poleciłam ją jednej z klientek kilka dni później przyszła do księgarni tylko po to, żeby mi za to podziękować.

Wydawnictwo Literackie
stron: 312
rok wydania: 2011 

3 komentarze:

  1. Zabieram się do niej od dawna. Chyba muszę się szybciej zmobilizować i przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie przeczytałam całej ale nawet fajna

    OdpowiedzUsuń