Strony

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ości - Ignacy Karpowicz




    Po razy pierwszy zdecydowałam się pisać o książce, której nie przeczytałam do końca. 

Nigdy nie byłam fanką polskiej literatury, moje osobiste zdanie na ten temat jest mniej więcej takie, że od czasów "Pana Tadeusza" nie powstało zbyt wiele książek, na które warto byłoby wrócić uwagę. Pomyślałam sobie, że może uprzedzona jestem, więc wzięłam nową książkę Karpowicza - pisarza uznanego i nagradzanego. I to nie jest jeszcze TA książka, która by była w stanie przełamać moją niechęć do rodzimej twórczości...


   "Ości" to zwyczajna opowieść o zwyczajnych ludziach i ich zwyczajnych problemach. Jedyna rzecz, która nie jest zwyczajna to język, którego autor użył, żeby spisać historie bohaterów. Książka jest pisana przebogatym językiem - na początku nawet mi się to podobało, ale zaiste po kilku stronach staje się uciążliwe, wręcz denerwujące. Mój prywatny słownik (ten mieszczący się w moim mózgu) nie znał wielu wyrazów, które poeta zdecydował się użyć, ażeby jego dzieło nabrało blasku i świetności. A czytanie ze słownikiem języka polskiego w ręce raczej nie jest dla mnie.
Historia sama w sobie też jakoś nie wciągnęła mnie na tyle, żebym mimo stylistyki chciała brnąć kartka po kartce do końca, żeby dowiedzieć się jak to wszystko się skończy. 

Ciekawi mnie czy ktoś z Was czytał "Ości" i co o nich sądzi....

wyd.: Wydawnictwo Literackie
stron:  472
rok wydania 2013



czwartek, 13 czerwca 2013

Joyland - Stephen King

  
    Po nowej książce Stephena Kinga obiecywałam sobie wiele. Miałam nadzieję, że będzie podobna do "Ręki mistrza", do "Lśnienia"... Niestety - bardzo się zawiodłam. 
   W dniu premiery złapałam książkę i zachłannie zaczęłam pożerać jedną stronę po drugiej. I nie mogłam się nasycić, ciągle czekałam, aż TO się stanie. Ale się nie stało. Nie w tej książce.

   Historia sama w sobie jest ciekawa - wesołe miasteczko, w Domu Strachu rezyduje duch zamordowanej tam przed laty dziewczyny... Zaczyna się ciekawie, ale zaczyna się i kończy jednocześnie. King nie rozwinął tego wątku - powiedział czytelnikowi: jest tam duch, ale zajmijmy się czymś innym... W książce nie ma nawet ciekawego morderstwa, ba! Nie ma w ogóle morderstwa. Owszem, jest wzmianka o seryjnym zabójcy, który podrzynał gardła swoim ofiarom. Zawsze to były młode kobiety, które ginęły w wesołym miasteczku. I tyle. Koniec. Zajmijmy się czymś innym.
Bardzo rozbudowany jest wątek Mika - śmiertelnie chorego chłopca, takie to ckliwe i wzruszające, że aż dziw bierze, że mistrz horroru napisał coś, co bardziej pasuje do Nicolasa Sparksa czy Jodi Picoult.

   Patrząc od strony technicznej - książka jest cienka i do tego pisana dużą czcionką, z dużymi akapitami i odstępami między wersami, więc czyta się szybko i lekko, gdyby wydrukować to z nieco mniejszym drukiem spokojnie można byłoby ocalić kilka drzew i zrobić wydanie o jakieś 100 stron cieńsze. 

   Podsumowując książka marniutka jak na Stephena Kinga, gdyby autorem był jakiś nieznany pisarz, to można byłoby powiedzieć, że to lekki kryminał, ale ktoś o takiej sławie jak wspomniany Amerykanin nie powinien popełniać tak słabej książki jak "Joyland".

wyd.:Prószyński i S-ka;
stron: 336
rok wydania: 2013

niedziela, 9 czerwca 2013

Drugi rzut oka. Jak świat się na mnie gapił - Kevin M. Connolly


   W Polsce „Drugi rzut oka...” został wydany jako jedna z książek serii Biblioteka Poznaj Świat i zalicza się do literatury turystycznej. Moim zdaniem niesłusznie. Ja bym tą pozycje raczej umieściła w literaturze wspomnień. 

   Młody (23 lata) chłopak z Montany pisze o swoim życiu. Spytacie kim jest, skoro postanowił spisać swoje wspomnienia i skoro ktoś zdecydował się to wydać.. Zwykły Kowalski nie pisze książek o sobie, a jeśli, to na pewno nikt mu tego nie wydrukuje i nie wprowadzi do sprzedaży. 
Kim więc jest Kevin? Na obwolucie przeczytacie, że amerykańskim fotografem, narciarzem podróżnikiem. Wszystko to prawda. Skoro podróżnik, to dlaczego nie zgadzam się z umieszczeniem książki w dziale turystycznym? Bo Kev tylko mimo chodem w książce wspomina o swoich podróżach po Europie – nie stanową one sensu książki. Autor opisuje jak ludzie reagowali na jego widok. Kevin urodził się bez nóg i podróżuje po świecie na skateboardzie

    Rodzina Connolly nie miała łatwo w życiu, mimo innych nieszczęść (a trochę ich było) pierworodny syn Briana i Marie urodził się bez dolnych kończyn. I nikt nie potrafił im powiedzieć dlaczego. Mimo to postanowili wychować go jak każde inne dziecko, nie dając żadnej taryfy ulgowej. Jak każdy nastolatek musiał sprzątać swój pokój i wynosić śmieci. Chodził do szkoły, na szkolne imprezy, wycieczki, żył jak każdy dzieciak.
Będąc nastolatkiem Kevin chciał uprawiać jakiś sport – football odpada, więc spróbował zapasów – wyszło średnio. Aż kiedyś tato zaproponował mu jazdę na nartach. I to był strzał w dziesiątkę.
Okazuje się, że ludzie bez nóg mogą jeździć na nartach, konkretnie na jednej narcie – nazywa się monoski i jest odpowiednio przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Kevin szybko zaczął odnosić w tej dziedzinie duże sukcesy, brał udział w zawodach i wygrywał. 

   Tylko jedno (poza brakiem nóg) wyróżniało go spośród innych – spojrzenia i reakcje ludzi. Kevin już od dziecka przyzwyczajony był, że wszyscy się na niego gapią, nie znaczy to jednak, że to akceptował. Pewnego dnia, postanowił spakować plecak i udać się w podróż, właśnie wtedy wpadł na pomysł, że on też może gapić się na ludzi przez obiektyw swojego aparatu. W taki sposób powstała wystawa The Rolling Exhibition, którą opisywano słowami „15 krajów, 31 miast, 32 tysiące zdjęć, jedno spojrzenie.” A zdjęcia z tej wystawy możecie zobaczyć tutaj . 


wyd. Bernardinum
stron:  229
rok wydania: 2013