niedziela, 30 września 2012

Blondynka na tropie tajemnic


 Jestem świeżo po lekturze książki Beaty Pawlikowskiej "Blondynka na tropie tajemnic". Była to pierwsza pozycja podróżniczki, którą przeczytałam. I z całą pewnością nie ostatnia!

 Blondynka podzieliła tą książkę na 4 części: Zanzibar, Tanzania, Brazylia, Amazonia.
 W każdej z nich pokrótce opisała swoje tam przygody, ciekawostki związane z danym zakątkiem świata, tradycyjne jedzenie, zwyczaje. Całość jest bogato opatrzona fotografiami i wywołującymi mój szeroki uśmiech rysunkami i mapkami autorstwa Pawlikowskiej :)


 Czytając książkę momentami można poczuć zapach brazylijskiej kawy, powiew orzeźwiającego wiatru znad oceanu czy oddech el tigre na plecach.
 Co więcej po lekturze człowiek ma ochotę zacząć się pakować i siadać do komputera, żeby zabukować bilet w egotyczne miejsca opisywane przez podróżniczkę.
  


Ponadto książka aż poraża optymizmem i pozytywnym myśleniem. Moim zdaniem, mogłaby być spokojnie zastąpić antydepresanty, które psycholodzy wypisują swoim pacjentom. 

Idealna lektura na coraz zimniejsze wieczory




wyd.: G+J RBA
stron: 300
rok wydania: 2011

czwartek, 27 września 2012

Mój tydzień z Marilyn




 Nie wyobrażam sobie życia bez książek, muzyki Maroon 5, Jamesa Blunta, Robbiego Williamsa i bez Marilyn Monroe.
  Na temat Marilyn czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Ostatnio były to wspomnienia Colina Clarka „Mój tydzień z Marilyn”.

Nic, co wyczytałam w tej książce nie było dla mnie nowością, czy zaskoczeniem. Chociaż nie, prawdę powiedziawszy całość była poniekąd zaskoczeniem.

 Znając słabość M.M. do miłostek i wiedząc, jak działa na mężczyzn, spodziewałam się opisu namiętnego romansu z niemałą ilością scen łóżkowych. Nic bardziej mylnego.
Clark opowiada jak trzeci asystent reżysera poznaje boginię, jak rodzi się między nimi coś, bo nie potrafię określić co to było. Colin pokochał Marilyn zanim ją jeszcze poznał, Marilyn szukała u niego tego, czego szukała u wszystkich – bezpieczeństwa, akceptacji i tego, żeby widział w niej człowieka, a nie tylko gwiazdę filmową. I rzeczywiście potrafił to dostrzec.
  Patrząc na Marilyn widział coś więcej niż seksbombę z pięknym biustem i blond włosami.
Widział bardzo niepewną siebie, rozchwianą emocjonalnie dziewczynę, którą otacza banda wyłudzaczy i fałszywych przyjaciół, której chyba nawet mąż nie potrafi pokochać tak, jakby na to zasługiwała. 

 Jak pewnie wiecie powstał film o tym samym tytule. Mam pewne opory co do obejrzenia go.
Po pierwsze, mimo wszystkich ochów i achów nad Michelle Williams, nie wydaje mi się, że dobrze zagrała Marilyn. Nikt poza Marilyn nie może dobrze jej zagrać. A po drugie, zwyczajnie boję się, że jak to zwykle bywa, z dość dobrej książki powstał kiepski film.

 wyd.: Znak
stron: 192
rok wydania: 2012

środa, 26 września 2012

Maszeńka


 Wszyscy zachwycają się "Lolitą" Vladimira Nabokova. Ja nie. Mnie zdecydowanie bardziej podobała się pierwsza powieść Rosjanina - "Maszeńka". 

 Bohaterem książki jest Lew Glebowicz Ganin - młody Rosjanin, którego życie zmusiło do życia na emigracji. W nędznym berlińskim pensjonacie dla uchodźców przypadek sprawia, że przypomina mu się miłość sprzed lat. 

Przenosimy się z Ganinem w czasy, kiedy jako szesnastoletni chłopak, podczas wakacji,  poznał Maszeńkę - swoją pierwszą i jak do tej pory jedyną prawdziwą miłość. Odbywamy z nimi spacery po parku, romantyczne schadzki w altance.
Potem jednak nastała zima, młodzi rozstali się, jednak mimo fizycznej odległości, myślami cały czas byli przy sobie.
Po tych pamiętnych wakacjach spotkali się jeszcze kilkakrotnie. 


Życie sprawiło, że Lew zapomniał o ukochanej na kilka lat, teraz jednak, w Berlinie, uświadomił sobie, że naprawdę nigdy nie przestał jej kochać.
Postanawia jej to wyznać, a los chce mu w tym dopomóc - spotkanie z Maszeńką może nastąpić już za chwilę, za kilka dni... 


 Czytając książkę cały czas miałam wrażenie, że bije z niej tęsknota za Rosją, jaka by nie była.
Nostalgia z jaką Nabokov snuje swoją opowieść szybko udziela się czytelnikowi nie opuszcza go jeszcze długo po skończeniu książki. 

Ponadto w trakcie lektury dociera do nas, że każdy z nas ma swoją Maszeńkę.

A zakończenie...? No cóż, spodziewałabym się każdego, ale nie takiego.


wyd.: Muza S.A.
stron:144
rok wydania: 2012



piątek, 21 września 2012

Zamieniona



 Jak wygląda troll każdy wie.
Takie niezbyt urodziwe, zielone, ogromne stworzenie, które zazwyczaj zamieszkuje baśniowe lasy i bagna. 
 Amanda Hocking  jednak przekonuje nas, że trolle mogą być piękne (kobiety) lub przystojne (mężczyźni), wcale nie mają skóry koloru limonki i, o zgrozo, wyglądają jak każdy normalny człowiek! Co więcej nie mieszkają tylko na kartach książek z bajkami, ale w  Förening - miasteczku w Minnesocie.

 Tego wszystkiego możemy się dowiedzieć z pierwszej części trylogii Trylle "Zamieniona".
 Tytułowa bohaterka - Wendy, w wieku niespełna lat siedemnastu zostaje poinformowana, iż jest trollem. I to nie byle jakim; jest trollową księżniczką! 
 Oczywiście dziewczynie nie może to się w głowie pomieścić; ponadto dowiaduje się, że musi porzucić dotychczasowe życie, zostawić tych, których kocha i udać się ze swoim prywatnym (i przystojnym) bodyguardem do swojego królestwa. I to szybko, gdyż w przeciwnym razie dopadną ją Vittra - zupełnie nieprzyjemne i nieprzebierające w środkach czarne chartery...
 Jak w każdej szanującej się powieści tak i tu pojawia się wątek miłosny - Wendy niemal od pierwszego wejrzenia zakochuje się w tropicielu Finnie. Jednak, gdy dociera do Förening poznaje nie mniej przystojnego Rhysa.

 Wszyscy którzy chcą się dowiedzieć więcej o miasteczku Trylli, trollach i mänksach niech sięgną po "Zamienioną" Amandy Hocking.
Lektura przyjemna i porywająca, a jeśli ktoś będzie miał mało, na półkach w księgarniach znajdzie dwa kolejne tomy - "Rozdarta" i "Przywrócona". 


wyd. Amber
stron: 304
rok wydania: 2012

poniedziałek, 17 września 2012

Debiutantki z Park Avenue

 Wiem, że są ludzie, którzy uważają, że nie warto tracić życia na czytanie książek typu "lekkie, łatwe i przyjemne". 

Ja się do nich nie zaliczam. Lubię od czasu do czasu przeczytać coś zabawnego, infantylnego czy śmiesznego. W końcu w życiu nie chodzi tylko o to, żeby czytać klasyków, prawda? 

 Jedną z lektur na poprawę humoru są "Debiutantki z Park Avenue" Plum Sykes.
Powieść utrzymana w klimacie "Diabeł ubiera się u Prady"czy "Seks w wielkim mieście".

Autorka zabiera czytelnika w świat ubrań od Chanel, torebek od Vuittona, zakupów na 5th Avenue i przyjęć... rozwodowych!
Bo okazuje się , że rozwód to nie koniec świata, wręcz przeciwnie. Po rozstaniu z mężem można się świetnie bawić i upajać dopiero co odzyskanym stanem wolnym. 

Nieco przerażona tym stanem rzeczy jest jedna z głównych bohaterek - świeżo upieczona mężatka - Sylvie.
Wciągnięta przez gwiazdę rozwódek Lauren w świat imprez, zdradzanych żon i mężów, oszustw, w świat gdzie miłość mierzy się w karatach (pierścionek z brylantem wielkości stanu Kalifornia to minimum), stara się przekonać wszystkich, że miłość istnieje. Ona i jej mąż są tego świetnym przykładem.
A jednak...

Przystojny, zamożny, odnoszący sukcesy w branży facet to łakomy kąsek. A że ma żonę... no cóż, bywa.
Takie właśnie podejście do tematu prezentuje młoda, wyrachowana i piękna Sophie.
Los tak chce (z małą "pomocą" ze strony Łowczyni Mężów), że Sophie spędza sporo czasu z mężem Sylvie, a paparazzi i brukowce na swój własny sposób to przedstawiają. Z czasem zdjęcia z prasy kolorowej trafiają w ręce zrozpaczonej Sylvie: jej mąż z piękną dziewczyną podczas kolacji, spaceru, wreszcie jak zadowoleni wychodzą z bardzo ekskluzywnego salonu jubilerskiego.
Co zrobiła Sylvie...? Czy urządziła huczne przyjęcie rozwodowe...? Who knows? ;) 

 Książkę czyta się szybko i przyjemnie. 
Główne bohaterki od razu zdobywają naszą sympatię, ciekawi nas, co tym razem wymyśli zwariowana Lauren i czy Sylvie nie będzie zgorszona jej szalonymi pomysłami.

 Zdecydowanie polecam na smutne, szare jesienne popołudnia, bądź po ostrej kłótni z chłopakiem. 


wyd.Albatros
stron: 288
rok wydania: 2007

poniedziałek, 10 września 2012

Pięćdziesiąt twarzy Greya





„Pięćdziesiąt twarzy Greya” jest ostatnio na ustach niemal wszystkich, którzy interesują się literaturą.
Opinie o książce są skrajnie różne – jedni się zachwycają, inni oskarżają E.L. James o grafomanię i są, delikatnie mówiąc, zniesmaczeni.
Sama więc postanowiłam sprawdzić, o co tyle hałasu.

Zacznę może od tego, że czyta się to szybko i dość przyjemnie, akcja wciąga, schemat powieści niewiele odbiega od wzorca większości amerykańskich filmów o miłości (tak, powieść zostanie sfilmowana): ona –  biedna, szara myszka, absolutnie nie wierzy w siebie. On – bogaty, nieziemsko przystojny, szarmancki, skrywa tajemnicę i oczywiście ze wszystkich kobiet na świecie chce właśnie Jej. Jedynym odstępstwem od normy są tu preferencje łóżkowe pana Graya.
Książka od mniej więcej 60 strony przypomina nieco harlequina, ale która z nas nie marzy o pięknym, zamożnym nieznajomym, który świata poza nami nie widzi i łamie swoje zasady dla naszej przyjemności? ;)

Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, żeby nie psuć zabawy tym, którzy po „Pięćdziesiąt twarzy …” jeszcze nie sięgnęli, ale mają zamiar.

Natomiast chętnie pobawię się w psychologo-socjologo-maretingowca. Przypuszczam, że Pani Erica Leonard James stała się ostatnio zamożną osobą, jej sytuacja materialna jeszcze się poprawi, gdy na ekrany kin wejdzie film na podstawie powieści (proszę, niech Christiana zagra Ian Somerhalder :)).  Niewątpliwie zawdzięcza to ciężkiej pracy, bogatej wyobraźni, czytelnikom i marketingowcom. Książka nie doniosłaby tak wielkiego sukcesu (w Wielkiej Brytanii „Pięćdziesiąt twarzy Greya” kupiło więcej osób niż ostatni tom przygód Harrego Pottera), gdyby nie dobra, zakrojona na szeroką skalę reklama. Był czas przed premierą książki, gdy zewsząd atakował mnie okładkowy krawat; włączam Internet – Grey, otwieram gazetę – Grey, idę do pracy – Grey.
Nie ma co ukrywać, że seks odgrywa w tej książce ogromną rolę, co czyni ją nieco kontrowersyjną i dirty… 


wyd. Sonia Draga 
stron: 608
rok wydania: 2012




piątek, 7 września 2012

Mama kazała mi chorować



"Mama kazała mi chorować" to kolejna książka z serii Skrzywdzone - prawdziwe historie. 
Książkę wzięłam do domu z ciekawości i podeszłam do niej bez większego entuzjazmu, ot, zobaczymy co to. 

Wciągnęła mnie absolutnie.

Są to wspomnienia Julie Gregory, której matka cierpiała na  zastępczy zespół Munchhausena. W wielkim skrócie choroba ta polega na wywoływaniu objawów chorobowych u osób zależnych, np dzieci.

Opis życia Julie, to przez co musiała przejść wywołuje w czytelniku bunt. 
Dzieckiem trzeba się opiekować, nie krzywdzić. 

Dziewczynka już od najmłodszych lat była wożona od lekarza do lekarza, gdy jeden doktor stwierdził, że jest absolutnie zdrowa, matka uważała go za niedouczonego i natychmiast znajdowała innego, niejednokrotnie w innym mieście.
Kobieta była w stanie posunąć się do tego, żeby wmówić lekarzowi, że jej córka potrzebuje koniecznie operacji serca (które oczywiście miała całkowicie zdrowe). 

Później było tylko gorzej.
Rodzice zaczęli znęcać się psychicznie i fizycznie nad Julie.
Koszmar skończył się po 16 latach, kiedy Julie trafiła do rodziny zastępczej.

Jednak później zaczęła się tragedia innej dziewczynki, którą matka Julie przygarnęła pod swój dach...
  
wyd. Amber
stron 304
rok wydania 2012

czwartek, 6 września 2012

Lekcje francuskiego




„Lekcje francuskiego” – ładny tytuł, zachęcająca okładka. I tyle.

Sięgając po książkę nie liczyłam na żadną ambitną literaturę, ale chyba każdy z nas lubi przeczytać czasem coś lekkiego?  Powieść Ellen Sussman czyta się przyjemnie i szybko, ale jest to lektura, o której zapomina się z chwilą zamknięcia książki. 

Głównymi bohaterami są nauczyciele języka francuskiego – poznajemy ich w kawiarni; później spotykamy się z każdym z nich z osobna i z ich uczniami: amerykańską nauczycielką francuskiego, młodą amerykańską matką i mężem hollywoodzkiej  gwiazdy filmowej. 

Trzy historie o różnych odcieniach miłości: miłości między mężczyzną a kobitą, miłości do dzieci, miłości małżeńskiej i miłości do bycia zakochanym.   

Wydaje mi się, że nic więcej o tej książce nie da się napisać.


                               Wydawnictwo Literackie
 stron 274
rok wydana 2012



sobota, 1 września 2012

Bikini


Nie należę do fanów twórczości Janusza Wiśniewskiego. Nigdy nie zachwycałam się „Samotnością w sieci”. 

„Bikini” wpadła mi w rękę przez przypadek, pomyślałam, że mimo wszystko przeczytam, przynajmniej spróbuję. I była to dobra decyzja.

Akcja książki rozgrywa się w latach 1945-1946 w zbombardowanym , szarym, smutnym Dreźnie, w tętniącym życiem Nowym Jorku, w bajecznej, egzotycznej scenerii Wysp Marshalla. 

Głównych bohaterów powieści jest dwoje – młoda Niemka o polskich korzeniach – Anna oraz amerykański fotoreporter Stanley Bredford. 

Annie wojna brutalnie odbiera wszystko co miała – dom, kochającą rodzinę, normalne życie. Pozostaje jej tylko aparat fotograficzny.
Fotografia to jej pasja, która staje się przepustką do lepszego świata.

Anna i Stanley poznają się wśród dymiących gruzów zburzonego Drezna. 
Amerykanin gdy tylko ujrzał zdjęcia zrobione przez dziewczynę, do razu zauważa, że ma ona prawdziwy talent. Pomaga jej w załatwieniu wszystkich formalności, by mogła zacząć życie w USA i karierę jako fotoreporterka „The New York Timesa” 

W Stanach Annie nie jest łatwo, jednak Bredford nie zostawia jej samej sobie, pomaga, wspiera.
To dzięki niemu i przez niego odnosi sukces, poznaje mężczyznę, w którym się zakochuje…

W „Bikini” Wiśniewski próbuje odpowiedzieć na pytania jak przeżyć koszmar wojny i nie zwariować, jak odnaleźć się w nowym świecie, jak walczyć o siebie i swoje przekonania, jak pozostać wiernym swoim ideałom. 

Jeśli chcecie wiedzieć jak potoczyły się losy Anny w Ameryce i co takiego stało się na Bikini – sięgnijcie po książkę. 

wyd. Świat Książki
stron 432
rok wydania 2009